Samodzielni

9 listopada 2015

Alkoholicy, którzy wychodzą z nałogu samodzielnie często nie rozumieją na czym polega wyjście z nałogu. Nie zdają sobie sprawy, że intuicyjnie dochodzą do tych samych narzędzi trzeźwienia. Tyle, że trwa to u nich dużo dłużej niż gdyby zasięgnęli fachowej wiedzy i załatwili sprawy szybciej i skuteczniej.

Obrazować to może moja niedawna rozmowa z człowiekiem, który szczyci się wyzdrowieniem z alkoholizmu bez pomocy terapeutów, ani 12 Kroków, ani żadnej innej tego typu drogi. Po prostu przestał pić jakieś 15 lat temu. Zapytał mnie kiedy życie w abstynencji zaczęło mi się podobać. U mnie to było jakieś półtora roku, dwa, abstynencji. On uznał, że potrzebował siedmiu lat.

Kiedy myślę o samodzielnych, do głowy przychodzi porównanie do pasażerów tramwajów, którzy jakiś czas temu przestali jeździć na gapę – dojrzeli do pewnych decyzji. Z czasem zauważyli, że tramwaje są coraz ładniejsze, nowocześniejsze. Przystanki coraz ładniejsze, praktyczniejsze. I takie tam… Nagle, w ich orbicie, pojawia się ktoś z niepełnosprawnością ruchową, poruszający się na wózku i narzekający na komfort jazdy. Tamten (samodzielny) widzi przecież, że przystanki są dostosowane pod wózki, tramwaje dostosowane, więc czego tu się czepiać.

Ano nie rozumie taki, że on miał tylko podjąć decyzję o kasowaniu biletów. Cała reszta nie zależała od niego. Nawet pieniądze z wpływów za bilety nie pokrywają jakichkolwiek kosztów rozbudowy sieci tramwajowych i taboru. Niepełnosprawni by wydostać się z domu musieli zdobyć wózek, znaleźć drogę, którą można dojechać do przystanku, często znaleźć pomoc w poruszaniu się po mieście, dostaniu się do wagonu, bo dostosowanie często spełnia jedynie warunki formalne i niewiele mają wspólnego z potrzebami osób poruszających się na wózkach.

Nie każdy, to oczywiste, ale większość z nich, przestała pić po kilku epizodach w stylu studenckiego pijaństwa. I choć odnotowali straty, nie zagłębili się w faktyczne cierpienie nałogowca. Jednak potrafią głosić swoje dyrdymały niczym politycy swoje racje – moje jest najmojsze ;) Nie rozumiejąc jak można było dopuścić w nałogu tak daleko idącej degrengolady jak wielu uległo. Typu „piłem wszystko oprócz smoły”, gdzie przepite jest dosłownie wszystko, etaty, firmy, żony, mężowie, dzieci, własne zaufanie.

Tacy, którzy wychodzą z nałogu przy pomocy terapii, mają prawo załamać nad samodzielnym ręce, bo cóż im innego pozostało w odruchu współczucia?